PYTANIA I ODPOWIEDZI
O KLIMACIE

Nasza ekspertka Anna Sierpińska odpowiada na pytania
i wątpliwości dotyczące zmian klimatycznych.
Zapraszamy do lektury!

Q: Czy samochody elektryczne są bardziej szkodliwe dla środowiska niż spalinowe?

A: Rozwiązania w zakresie transportu, mające na celu ograniczenie emisji gazów cieplarnianych z tego obszaru, opierają się w dużej mierze na zmianie wielu czynników; nie tylko rodzaju samochodu, którym się poruszamy. Wśród tych czynników jest np. rozbudowa publicznej sieci transportowej czy też takie planowanie przestrzeni miejskich i wiejskich, aby zmniejszyć potrzebę używania samochodu na co dzień. Każdy przedmiot, który wytwarzamy, ma określony koszt środowiskowy. Dlatego w pierwszej kolejności powinniśmy zastanawiać się, czy w ogóle potrzebujemy danej rzeczy. Produkcja, eksploatacja i utylizacja zarówno samochodów spalinowych, jak i elektrycznych, negatywnie wpływa na środowisko. Problemem nie są tylko baterie aut elektrycznych, o czym piszą niektóre media, ale też: zużycie zasobów na produkcję, starte drobiny opon, spaliny (zarówno CO2, jak i toksyczne substancje np. benzopireny), wycieki olejów, płynów hamulcowych itp., akumulatory aut spalinowych (zawierające m.in. ołów), wyposażenie aut (jego utylizacja) itd. Do tego dochodzi koszt (finansowy i środowiskowy) rozbudowy, utrzymania i remontowania infrastruktury drogowej. Po uwzględnieniu tych wszystkich czynników auta elektryczne wypadają korzystniej na tle spalinowych, szczególnie jeśli są zasilane energią z odnawialnych źródeł energii. Obecnie baterie zasilające używane w tych autach nadają się niemal w całości do powtórnego przetworzenia.

Źródło https://climate.mit.edu/ask-mit/are-electric-vehicles-definitely-better-climate-gas-powered-cars

Q: Zakaz używania aut spalinowych uderza w najbiedniejsze osoby.

A: Wiele zmian w prawie może niekorzystnie odbić się na osobach o niskich zarobkach. Zadaniem państwa jest więc takie przeprowadzanie tych zmian, aby najsłabsi członkowie społeczeństwa nie odczuli ich dotkliwie. Wiele z nich jest jednak po prostu koniecznych, aby chronić zdrowie ludzi. Przykładem może być zakaz używania azbestu w budownictwie. Był to tani materiał, trudnopalny i chętnie używany jako pokrycia dachowe. Problem w tym, że drobinki azbestu powodują zmiany w płucach, w tym nowotworowe, i są w stanie bardzo długo przetrwać w środowisku. Mimo że od dekad naukowcy wiedzieli o szkodliwym wpływie azbestu na zdrowie ludzi, bardzo długo trwało, zanim został on wycofany. Przykładowo, w USA dopiero w 2024 r. weszło prawo zakazujące użycia azbestu w wielu zastosowaniach (choć nie we wszystkich). Pokrycia dachowe z innych materiałów niż azbest mogły być droższe, jednak pamiętajmy, że rosnąca konkurencja wymusiła obniżkę cen. Natomiast koszt utraty zdrowia czy życia na skutek zanieczyszczenia środowiska jest właściwie niepoliczalny. Pewne technologie muszą więc zostać zakazane, aby chronić ludzi. Od polityków zależy jednak, w jaki sposób zostanie to przeprowadzone i jakie będą tego skutki dla osób niezamożnych.

Q: Czy to prawda, że nadmorskie miasta w Polsce zostaną zalane przez morze?

A: Poziom Morza Bałtyckiego od strony polskiego wybrzeża powoli się podnosi. Na razie ten wzrost jest niewielki, ale jego skutkiem są już silniejsze cofki czy wdzieranie się fal sztormowych głębiej w ląd. W perspektywie setek czy tysięcy lat spodziewamy się jednak kilkumetrowego wzrostu poziomu morza. Wynika to z tempa topnienia lodowców oraz ocieplania się oceanów. Te fragmenty miast czy miejscowości, które są położone nisko nad poziomem morza, mogą zostać w takiej sytuacji zalane. W XXI wieku będziemy świadkiem jednak coraz silniejszego niszczenia infrastruktury, a nie całkowitego zalania tych miejsc w takim stopniu, że znajdą się całkowicie pod wodą. Na świecie są jednak już fragmenty lądów, które zostały zabrane przez morza – np. Wyspy Salomona straciły kilka mniejszych wysp.

Q: Zmiana klimatu to jakiś wymysł, który ma wyciągnąć nam pieniądze z kieszeni, tak jak ten cały Zielony Ład i OZE.

A: Wiedza o tym, że emisje ze spalania paliw kopalnych mogą wpływać na klimat, była powszechna już na początku XX w. – dużo wcześniej, niż powstały współczesne państwa Europy czy technologie odnawialnych źródeł energii. Pierwszy raport dla polityków, zawierający ostrzeżenie naukowców dotyczące negatywnych skutków wzrostu stężenia CO₂ w atmosferze, powstał w 1965 r. i został przedstawiony prezydentowi USA Lyndonowi B. Johnsonowi. IPCC, czyli Międzyrządowy Panel ds. Zmiany Klimatu, przygotowujący raporty na temat zmiany klimatu, został założony w 1988 r., czyli przed powstaniem obecnej Unii Europejskiej (przed podpisaniem traktatu z Maastricht). Wszelkie zmiany prawne, których dokonuje się obecnie, wynikają więc de facto z całych dekad badań naukowych, analiz, raportów dla polityków itp. Można wręcz powiedzieć, że są o te dekady spóźnione, więc muszą być bardziej gwałtowne, niż gdyby je wprowadzono 50 lat temu. Opóźnienia te wynikają m.in. z silnego lobbingu firm wydobywczych, które inwestowały miliony dolarów w blokowanie działań na rzecz ochrony klimatu. Miało to wymierny koszt dla obywateli: dokładanie się do subsydiów do wydobycia i spalania paliw kopalnych*, zwiększone koszty opieki zdrowotnej, pogorszenie jakości życia (np. ze względu na złą jakość powietrza w wyniku spalania oleju napędowego), coraz większe koszty utrzymania przestarzałej infrastruktury energetycznej, koszty importu paliw i uzależnienie od ich dostaw (np. gazu ziemnego z Rosji), a także rosnące ceny żywności w wyniku słabszych plonów. Firmom wydobywczym jest na rękę krytykowanie zmian prawnych, które mają poprawić jakość życia ludzi – także w dłuższej perspektywie (np. poprzez adaptację do zmiany klimatu, co jest celem niektórych działań zawartych w tzw. Zielonym Ładzie). Podobnie działa na ich korzyść nagłaśnianie wad odnawialnych źródeł energii. Naukowcy, niestety, nie dysponują wielomilionowymi budżetami na działania lobbingowe i PR, więc w debacie publicznej głos firm wydobywczych zawsze będzie silniejszy. * W 2023 r. na subsydia do konsumpcji paliw kopalnych na całym świecie (czyli z naszych podatków) państwa wydały ok. 620 miliardów dolarów – według danych Międzynarodowej Agencji Energetyki.

Q: Czy przez działania na rzecz klimatu będziemy musieli zrezygnować z wielu rzeczy?

A: W historii cywilizacji ludzie wielokrotnie rezygnowali z używania różnych rzeczy, ponieważ pojawiały się nowe – lepsze, tańsze, bardziej dostępne. Wiele substancji chemicznych czy leków przestało być produkowanych, ponieważ badania naukowe dowiodły, że są szkodliwe dla zdrowia. To naturalny element postępu. Gdy w jakimś przedmiocie – na przykład w zabawkach – zostają wykryte toksyczne chemikalia, naturalne jest dla nas to, że państwo nakazuje ich wycofanie ze sprzedaży. Ważniejsze jest życie, zdrowie i bezpieczeństwo ludzi niż zyski firmy. Podobnie jest w przypadku działań na rzecz klimatu. Pewne technologie muszą wyjść z użycia, ponieważ przyczyniają się do zwiększenia ryzyka załamania się systemu podtrzymywania życia na Ziemi. Na ich miejsce wejdą jednak nowe, ulepszone rozwiązania. Co więcej, szukanie nowych technologii w różnych dziedzinach gospodarki napędza innowacje, które mogą prowadzić do kolejnych pozytywnych zmian. Wiele z tych zmian tak naprawdę nawet nie jest i nie będzie zauważalnych dla „zwykłych Kowalskich” – przykładowo, dopóki mamy „prąd w gniazdku” w rozsądnej cenie, nie zastanawiamy się, czy został on wytworzony z węgla, czy z niskoemisyjnych źródeł energii.

Q: Nudne jest to ciągłe gadanie o klimacie, a przecież nikt nie umarł jeszcze przez wzrost temperatury.

A: Niestety, nie jest to prawda. Przykładem jest wzrost liczby ofiar ekstremalnych upałów. W samej Europie, według WHO, co roku umiera obecnie z powodu gorąca ok. 175 000 osób. Mówienie o klimacie jest więc ważne, bo to jaką mamy globalną temperaturę, ma wpływ na zdrowie i życie ludzi.

Źródło https://news.un.org/en/story/2024/08/1152766 Źródło https://www.who.int/news-room/fact-sheets/detail/climate-change-and-health Źródło https://www.who.int/news-room/fact-sheets/detail/climate-change-heat-and-health

Q: W czasach dinozaurów temperatury były nawet kilkanaście stopni wyższe niż teraz. Dlaczego tak się działo? Chyba nie przez palenie ognisk w jaskiniach?

A: W historii Ziemi były okresy (np. ordowik), w których stężenie CO2 było dużo wyższe niż dziś i mogło sięgać tysięcy cząstek na milion. Jednocześnie jednak natężenie promieniowania słonecznego było słabsze, co ograniczało wzrost temperatury, a czasem pozwalało nawet na zlodowacenia. Klimat zależy od więcej niż jednego czynnika i to, że historyczne zmiany klimatu miewały różny przebieg, nie stoi w sprzeczności z tym, że obecny wzrost koncentracji CO2 w atmosferze skutkuje globalnym ociepleniem.

Q: Przecież pada śnieg, więc chyba się nie ociepla?

A: Na klimat danego regionu wpływa przede wszystkim położenie geograficzne, a tym samym ilość promieniowania słonecznego docierającego w określonych porach roku. Jeśli zimą jest go mało (np. za kołem podbiegunowym), to temperatury są niskie. W takich regionach formują się zimne masy powietrza, które mogą przemieszczać się na południe (np. nad Polskę). Jeśli napotkają na swojej drodze bardziej wilgotne masy powietrza, to pojawi się śnieg. Mimo wzrostu temperatury Ziemi, nadal w okolicy biegunów jest zimno (mała ilość energii docierającej ze Słońca), więc wciąż mamy „generatory” zimnych mas powietrza.

Q: Zimą zawsze jest mało śniegu, więc nie rozumiem, w czym jest problem.

A: Gdybyśmy poprosili o opis polskiej zimy osoby w wieku 20, 50 i 80 lat, pewnie różniłyby się one sporo między sobą. W połowie XX w. zimy były z reguły chłodniejsze i bardziej śnieżne niż teraz. W ostatnich dekadach raczej deszczowe i niezbyt mroźne. Czym innym jest więc „normalna” zima dla starszej osoby, czym innym dla młodej, bo po prostu mają inne doświadczenia. 20-latek doświadczył już raczej tylko ciepłych, jak na Polskę, zim, więc dla niego taka jest typowa. Z tego względu nasze subiektywne odczucia nie są dobrym sposobem na opisanie zmian zachodzących w klimacie – nawet na przestrzeni kilku dekad. Dobrze je jednak widać w danych naukowych i obserwacjach. To pozwala weryfikować nasze osobiste wrażenia. Może się wtedy okazać że to, co postrzegamy jako ekstremalne zimno, jeszcze kilkadziesiąt lat temu byłoby zupełnie przeciętną temperaturą zimy, a to co uważamy za typowe, 50 lat temu byłoby anomalią.

Q: Skąd się biorą epoki lodowe?

A: Nachylenie osi Ziemi w stosunku do płaszczyzny orbity, po której porusza się wokół Słońca, zmienia się cyklicznie na przestrzeni tysięcy lat. Gdy jest takie, że do obszarów wokół Bieguna Północnego dociera mniej promieniowania słonecznego, temperatury w tym miejscu zaczynają spadać. Gdy jest zimniej, lód – czy to pływający (morski) czy znajdujący się na lądach (lodowce) – zaczyna pokrywać coraz większe powierzchnie. W Arktyce zwiększa się obszar jasny (lód), a zmniejsza ciemny (woda oceanu). Jasne powierzchnie, takie jak lód, odbijają dużą część promieniowania słonecznego z powrotem w kosmos. W całej okolicy Bieguna Północnego zaczynają więc jeszcze mocniej spadać temperatury, przez co lód dalej narasta (sprzężenie zwrotne dodatnie) itd. Ostatecznie pojawiają się ogromne czapy lodowe, które sięgają w głąb Europy i Ameryki Północnej. Do tego dochodzi jeszcze cały szereg innych procesów, które na zasadzie sprzężeń, powodują ochłodzenie planety. Rozpoczyna się epoka lodowa. Ostatnie zlodowacenie miało miejsce 11-70 tys. lat temu, a lądolód zakrywał ogromny obszar na półkuli północnej, w tym część obecnego terytorium Polski. Średnia temperatura Ziemi była w najzimniejszym momencie epoki lodowej o ok. 5-6ºC niższa niż dziś.

Q: Klimat Ziemi zmieniał się w przeszłości – czy powinniśmy się więc martwić obecną zmianą?

A. Klimat Ziemi w przeszłości potrafił zdecydowanie się różnić od dzisiejszego. W czasach dinozaurów (ok. 70–230 mln lat temu) średnia temperatura bywała nawet o kilkanaście stopni wyższa od obecnej. Te warunki odpowiadały gadom, pojawiły się tysiące gatunków, w tym potężne, ważące dziesiątki ton zwierzęta. Na Ziemi nie było wtedy jednak ludzi. Warunki, które nam odpowiadają, to dużo chłodniejszy klimat z ostatnich kilku tysięcy lat. Ludzie osiedlali się na żyznych terenach, gdzie uprawiano rośliny i hodowano zwierzęta przystosowane do określonych temperatur i ilości wody, miasta powstawały w dogodnych miejscach na wybrzeżach. Stabilne warunki umożliwiały rozwój technologiczny i społeczny, a tym samym rosła populacja ludzi. W połowie XVI w. było nas na świecie około 0,5 mld, obecnie jest to ponad 8 mld. Nasze potrzeby musi zaspokoić ta sama, jedna planeta. W tym kontekście obecnie zachodząca zmiana klimatu staje się gwałtownym zaburzeniem wstrząsającym znanym nam światem.

Q: Czy w średniowieczu było cieplej niż teraz?

A: Globalna temperatura Ziemi w latach 1000–1200 n.e. była maksymalnie o ok. 0,2ºC wyższa od średniej z okresu 1850–1900. Dzisiejsza przekracza ją już o 1,2ºC. W średniowieczu były jednak regiony na Ziemi, gdzie było cieplej niż globalne 0,2oC – np.: na Islandii, Południu Grenlandii i w Europie Zachodniej. Podobnie zresztą jest dziś, np. temperatura w Polsce jest wyższa o ponad 2,2ºC w stosunku do 2 połowy XIX w., gdy średnia globalna to 1,2oC. Doniesienia historyczne z Europy stały się podstawą tworzenia różnych mitów na temat ziemskiego klimatu 1000 lat temu. Przykładem jest obecność w średniowieczu winnic w Polsce, co ma świadczyć, że rzekomo było u nas tak ciepło, że mogliśmy wytwarzać wino jak Włochy. To wyciąganie zupełnie błędnych wniosków z dostępnych informacji. Terytorium Polski obejmowało przez pewien czas obszary Mołdawii, które „zawsze” były centrami produkcji wina. Można więc twierdzić, że były to polskie winnice. Jednak nie znajdowały się one w teraźniejszych granicach naszego kraju, tylko dużo dalej na południe Europy.

Q: Grenlandia była kiedyś zielona, na co wskazuje nazwa, ludzie uprawiali tam rośliny, więc już mieliśmy kiedyś ocieplenie, dlaczego mamy się martwić tym?

A: Lądolód Grenlandii, którego grubość wynosi dziś ok. 2 km i który pokrywa 80% wyspy, zaczął formować się ok. 3 miliony lat temu. W historii ludzkiej cywilizacji nie było więc żadnego okresu, gdy Grenlandia była całkowicie pozbawiona lodowców. W średniowieczu obszar bez lodu był mniej więcej taki jak teraz i obejmował południe wyspy. Nie było więc szansy na uprawę dużej części gatunków jadalnych roślin (tak, jak i dziś). Nazwa Grenlandia to raczej chwyt marketingowy Eryka Rudego mający zachęcać Wikingów do osiedlania się na wyspie lub kwestia błędu w tłumaczeniu.

Q: Czy nie ociepla się, bo jeszcze kilkaset lat temu się ochłodziło („mała epoka lodowa”)?

A: Ochłodzenie w Europie w XIV–XIX w. jest czasem nazywane „małą epoką lodową”. Nie miało to jednak nic wspólnego z prawdziwą epoką lodową. Średnia temperatura na Ziemi spadła wtedy o ok. 0,3ºC, gdy podczas rzeczywistej epoki lodowej ten spadek w stosunku do obecnych czasów wyniósłby 5-6ºC. Do tego na przestrzeni tych kilku wieków zdarzały się okresy nieco cieplejsze oraz nieco zimniejsze. Przyczyną tego niewielkiego spadku globalnej temperatury mogły być zmiany w aktywności Słońca, w prądach morskich, naturalna zmienność klimatu, a nawet... zmniejszenie liczby osób na Ziemi na skutek wielu epidemii (przez co np. wiele miejsc z powrotem zarastało lasami pochłaniającymi CO2). „Mała epoka lodowa” obejmowała do tego zasadniczo tylko Europę, w innych regionach świata temperatury nie zmieniły się. Najcięższe zimy małej epoki lodowej były podobne pod względem długości trwania i temperatur do późniejszych rekordowych zim np. w 1962/63 roku, gdy Bałtyk był niemal całkowicie pokryty krą lodową, a na brzegu i w sieciach znajdowano martwe – z powodu zimnej wody – ryby. Nie możemy więc tłumaczyć obecnego globalnego ocieplenia tym, że kilkaset lat temu ochłodziło się w Europie – podobne temperatury zimą zdarzały się lokalnie nawet w XX w.

Q: Czy Szwedzi mogli się zimą przeprawić saniami przez Bałtyk do Polski?

A: Mimo, że zimy potrafiły być w XVII w. ciężkie, to nigdy nie doszło do całkowitego zamarznięcia Bałtyku w postaci trwałej, jednolitej pokrywy lodowej. Gruby lód mógł pojawiać się jedynie w zatokach i bliżej brzegu, co pozwalało skracać drogę pomiędzy nadmorskimi miejscowościami (np. Gdańskiem i Helem). Oznacza to, że nigdy nie istniała możliwość, aby Szwedzi przeprawili się po lodzie przez środek Bałtyku.

Q: Kiedyś budowano karczmy na lodzie na Bałtyku, więc teraz po prostu się ociepla, bo kończy się ochłodzenie.

A: Nigdy nie budowano karczm na środku Bałtyku, nie ma żadnych wiarygodnych doniesień historycznych na ten temat. Bałtyk nawet podczas najcięższych zim nie pokrywał się jednolitą, grubą pokrywą lodową. Pozostawały wolne obszary, do tego często lód był spękany i spiętrzony, przez co nie tylko trudno byłoby coś na nim budować, ale nawet podróżować po nim z jakimiś cięższymi przedmiotami. Tymczasowe karczmy być może budowano bliżej brzegu, w miejscach, gdzie ludzie skracali sobie drogę po lodzie w zatoce.

Q: Skoro Ziemia przetrwała tyle zmian klimatu, czy jest sens martwić się obecną?

A: Większość zmian klimatu na Ziemi zachodziła bardzo powoli – w ciągu milionów lat. Wyjątkiem były te powodowane przez jakieś niezwykłe wydarzenia, np. ogromne erupcje wulkaniczne, trwające tysiącami lat na bardzo dużych obszarach (np. tworzenie trapów Dekanu). Szybka – w skali geologicznej, czyli w ciągu kilkudziesięciu tysięcy lat – zmiana klimatu prowadziła wtedy do wielkich wymierań. Ziemia nigdy jednak nie doświadczyła zmiany klimatu zachodzącej w ciągu kilku setek lat, tak jak teraz. Trudno nam więc przewidzieć wszystkie tego skutki, bo nie mamy porównania z podobnymi wydarzeniami z przeszłości. Załamanie się funkcjonowania ekosystemów zagraża życiu, zdrowiu i bezpieczeństwu ludzi. O ile nasza planeta byłaby w stanie zapewne zregenerować się nawet po drastycznym zniszczeniu biosfery, to nie jest to dla nas nic pocieszającego. Taka regeneracja zajęłaby miliony lat, a nie ma takiej technologii, która pozwoliłaby naszej cywilizacji przetrwać w niekorzystnych warunkach nawet kilkaset lat.

Q: Czy temperatura Ziemi rośnie dlatego, że Słońce dostarcza jej więcej energii?

A: Promieniowanie słoneczne to podstawowe źródło energii dla naszej planety. Wpływa na jej temperaturę i jest kluczowe dla procesu fotosyntezy – podstawy życia na Ziemi. Słońce może być mniej lub bardziej aktywne, a tym samym ilość energii docierającej do powierzchni Ziemi nieco się zmienia. Ma na to też wpływ sama ewolucja Słońca – na przestrzeni miliardów lat staje się ono coraz jaśniejsze. Oznacza to, że w czasach dinozaurów ilość energii docierającej do Ziemi była nieco mniejsza (w przeliczeniu na metr kwadratowy) niż obecnie. Na ten długotrwały trend nakładają się rozmaite fluktuacje aktywności, które naukowcy mogą określić np. licząc ilość plam na powierzchni Słońca albo badając próbki lodu czy osadów, jeśli chodzi o dalszą przeszłość. Na przestrzeni ostatnich kilku dekad aktywność Słońca maleje (dostarcza nam odrobinę mniej energii), natomiast temperatura Ziemi rośnie. Przyczyną globalnego ocieplenia nie są więc zmiany na Słońcu.

Q: Ociepla się, bo wychodzimy z epoki lodowej

A: Pojawianiem się epok lodowych steruje głównie położenie (kształt orbity itp.) i nachylenie naszej planety względem Słońca. Zmiany te zachodzą cyklicznie na przestrzeni dziesiątek, setek tysięcy lat. Poprzednie zlodowacenie zakończyło się kilkanaście tysięcy lat temu i żyliśmy w epoce zwanej holocenem obejmującej interglacjał (czyli czas między zlodowaceniami). Obecnie znajdujemy się w takim punkcie cykli związanych z orbitą Ziemi (tzw. cykle Milankovicia), że powinniśmy powoli dążyć ku kolejnemu zlodowaceniu. Temperatura Ziemi zaczęła niezwykle wolno spadać około 5 tys. lat temu, jednak od około 200 lat obserwujemy coraz bardziej gwałtowne ocieplenie. Nie można tego wytłumaczyć zmianami orbity i nachylenia osi Ziemi. Nie wychodzimy z epoki lodowej, bo to już nastąpiło ok. 11 tys. lat temu. Mamy więc do czynienia z anomalią.

Q: Czy obserwowany wzrost ilości CO2 w atmosferze może wynikać z procesów naturalnych?

A: Wiemy, ile wydobywamy rocznie węgla, gazu i ropy naftowej. Prosta kalkulacja pozwala oszacować wielkość emisji CO2 z ich spalania. Dzięki znajomości procesów zachodzących na planecie, możemy określić, ile mniej więcej CO2 z naszej działalności pochłoną rośliny i oceany. Wystarczy porównać to wszystko z obserwacjami: mierzoną ilością CO2, czy zmianą właściwości chemicznych wody morskiej. Mamy też dodatkowe metody określenia pochodzenia węgla w CO2, znajdującego się w atmosferze, np. oparte na sprawdzaniu odmian (izotopów) atomów węgla. Złożenie i porównanie tych wszystkich informacji jednoznacznie wskazuje, że cząsteczki CO2, których z roku na rok przybywa w atmosferze, pochodzą ze spalania paliw kopalnych. Ponadto nie zaobserwowaliśmy żadnych groźnych zaburzeń w biosferze (jak np. trwających latami pożarów obejmujących całe kontynenty), czy katastrofalnych zdarzeń w rodzaju trwających niemal non stop wybuchów wielkich wulkanów na obszarze wielkości Półwyspu Indyjskiego, które mogłyby potencjalnie dostarczać co roku tak dużych ilości CO2 do atmosfery.

Q: Skoro w czasach dinozaurów było więcej CO2 niż teraz, to może więcej CO2 nie jest problemem?

A: Gdybyśmy do końca XXI wieku osiągnęli stężenie CO2 takie, jak w czasach dinozaurów – ok. 1000 ppm – to średnia temperatura Ziemi wzrosłaby w najbliższych stuleciach nawet o kilkanaście stopni. Pomijając drastyczne przemiany i załamywanie się ekosystemów, mielibyśmy też po prostu duże problemy z codziennym funkcjonowaniem. Oddychanie takim powietrzem prowadziłoby do pogarszania naszych zdolności intelektualnych. Wystarczy zaobserwować, jak czujemy się w zamkniętych, niewietrzonych pomieszczeniach, gdzie przez dłuższy czas przebywa wiele osób – na ogół stajemy się senni i „ciężko nam się myśli”. Do sprawnego funkcjonowania potrzebujemy zupełnie innych warunków niż te, które służyły dinozaurom.

Q: Nie wystarczy posadzić lasów, które pochłoną CO2?

A: Lasy wraz z innymi ekosystemami lądowymi wychwytują i magazynują około 1/4 ilości CO2 wyrzucanego przez nas co roku do atmosfery. Jednak zalesianie nie jest ani wystarczającym, ani tak naprawdę skutecznym rozwiązaniem problemu antropogenicznych emisji. Drzewa nie są w stanie „uporać się” ze wszystkimi dodatkowymi atomami węgla z paliw kopalnych. Ponadto są narażone na wycinki, pożary, zamieranie na skutek działalności szkodników itp., co może powodować, że pochłonięty przez nie CO2 bardzo szybko wróci do atmosfery. Część z tych procesów, np. pożary, dodatkowo nasila się w wyniku zmiany klimatu.

Q: Czy więcej CO2 w powietrzu jest dobre dla roślin?

A: Dla roślin CO2 jest kluczowy do życia, można by więc wnioskować, że im więcej mamy go w atmosferze, tym dla nich lepiej. Nie jest to jednak takie proste. Rośliny nie potrzebują więcej CO2 niż mogą zużyć do wzrostu i rozwoju, których tempo zależy od wielu czynników, m.in. fizjologii danego gatunku, dostępności ważnych składników pokarmowych, takich jak azot czy fosfor, a także wody. Im wyższe są temperatury, tym szybsze jest parowanie, a tym samym więcej wody ubywa z gleby. Kiedy jest jej zbyt mało dla rośliny, proces pochłaniania przez nią CO2, znacząco spowalnia.

Q: Kiedyś mówiono o globalnym ociepleniu, teraz o zmianie klimatu, czy to nie jest jakieś mydlenie oczu?

A: Zwiększenie się koncentracji gazów cieplarnianych w atmosferze powoduje wzrost średniej temperatury powierzchni Ziemi, co potocznie nazywane jest globalnym ociepleniem. Zmiana klimatu jest terminem bardziej precyzyjnym. Współcześnie, zwłaszcza w mediach, często używa się także określenia kryzys klimatyczny, a nawet katastrofa klimatyczna. Powstały one na fali krytyki wcześniej używanego terminu globalne ocieplenie, który często kojarzy się z czymś raczej nieszkodliwym albo wręcz przyjemnym, nie oddaje więc sensu tego zjawiska, co może być dla wielu osób mylące.

Q: Dlaczego topnienie lodu ma podnieść poziom morza, skoro topnienie kostki lodu w szklance nie powoduje, że podnosi się w niej poziom płynu?

A: Problemem nie jest topnienie lodu pływającego (tzw. morskiego), ale lodu znajdującego się na lądach, czyli lodowców. Lodowce, które znajdują się na Grenlandii czy wyspach tworzących Antarktydę, są podmywane przez wody morskie i powoli „zjeżdżają” do morza. Często na skutek ich topnienia na ich powierzchni pojawiają się też rzeki, które odprowadzają wodę z lodowca do oceanu. Do morza trafia więc „dodatkowa” woda z lądów, do tej pory uwięziona na nich w postaci lodowców. Do tego dochodzi zjawisko rozszerzalności cieplnej – cieplejsza woda zajmuje większą objętość. Również z nim mamy do czynienia, gdy ogrzewają się oceany. To oraz woda z lodowców powodują, że poziom morza wzrasta.

Q: Dlaczego utrata lodu wokół Bieguna Północnego jest problemem?

A: Lód na północy globu działa jak pewnego rodzaju klimatyzator, nie pozwalający na zbyt gwałtowny wzrost temperatury Ziemi. Wynika to z tego, że jasny lód odbija dużą część promieniowania słonecznego z powrotem w kosmos. Dopóki mamy dużo lodu, regiony Arktyki nawet latem nie są w stanie zbyt mocno się ogrzać. Jego zanik powoduje jednak ocieplanie tej pory roku. Maleje coraz bardziej różnica temperatur między biegunem i równikiem, co ma wpływ na wiatry wiejące wysoko w atmosferze, przemieszczające masy powietrza. Zmieniają się również wartości ciśnień na różnych obszarach półkuli północnej. Powoduje to zaburzenia wpływające mocno na przebieg pogody na różnych obszarach Europy i Ameryki Północnej.

Q: Jaki jest sens robić coś w Europie, skoro Chiny nic nie robią?

A: Nasze media dostarczają niezwykle mało informacji na temat rzeczy dziejących się w Chinach. Brak informacji nie oznacza jednak, że Chiny nic nie robią, po prostu nie mamy o tym wiedzy. Od kilku dekad państwo to prężnie rozwija niskoemisyjne gałęzie gospodarki (energetyka jądrowa, odnawialna, samochody elektryczne, kolej itd.) oraz wdraża programy ekologiczne polegające np. na zalesianiu zboczy (zmniejszanie erozji) czy odtwarzaniu terenów podmokłych. Patrząc na trendy, szczególnie jeśli chodzi o emisje gazów cieplarnianych, Chiny – na ten moment – wydają się być jedynym państwem, które osiągnie neutralność klimatyczną (czyli sytuację, gdy emisje i pochłanianie gazów cieplarnianych z terytorium państwa będą się równoważyły, emisje będą więc wynosić 0 netto) w zadeklarowanym przez siebie terminie. Europa zostaje coraz bardziej z tyłu, jeśli chodzi o działania na rzecz ochrony klimatu. Dodatkowo problem jest na tyle poważny, że każdy, nawet kilkuprocentowy spadek ilości gazów cieplarnianych ma duże znaczenie. Warto robić swoje nie oglądając się na innych, tym bardziej, że jest to związane z rozwojem nowoczesnych gałęzi przemysłu, a tym samym wzrostem konkurencyjności gospodarki.

Q: Tyle mówi się o segregowaniu śmieci, czy to ma związek z klimatem?

A: Nie. Odpady są problemem, jeśli chodzi o zanieczyszczanie wód, gleby, powietrza czy krajobrazu. Jeśli chodzi o klimat, ważniejsze jest ograniczanie ilości powstających odpadów, gdyż oznacza to np.: - mniejsze zużycie energii do wytworzenia przedmiotów, które szybko kończą żywot jako odpady (mniejsze emisje CO2), - mniejsze zużycie energii do przetwarzania odpadów mniejsze emisje CO2), - mniejsze emisje gazów, takich jak metan z wysypisk śmieci.

Q: Kiedyś dużo mówiono o dziurze ozonowej, teraz się o tym nie słyszy. Może tak samo będzie ze zmianą klimatu? To po prostu kolejny modny temat?

A: O dziurze ozonowej słyszymy mniej, gdyż zostały wdrożone skuteczne działania, mające na celu zmniejszenie stopnia niszczenia warstwy ozonowej. Podstawowym dokumentem prawa międzynarodowego w tym temacie jest Protokół Montrealski. Na całym świeci stopniowo wycofywano z produkcji substancje niszczące warstwę ozonową, więc mogła się ona w końcu „odbudować”. Dziury nadal się pojawiają, jednak nie musimy się już martwić takim zanikiem warstwy ozonowej, który stwarzałby globalne, duże zagrożenie dla zdrowia organizmów żywych na Ziemi. Jest to przykład, gdy politycy odpowiedzieli na apele naukowców i wdrożyli skuteczne działania, aby ochronić ludzi.

Q: Czy smog i zmiana klimatu jest tym samym?

A: Nie. Smog to problem zanieczyszczania powietrza substancjami szkodliwymi dla zdrowia ludzi. Zmiana klimatu to rozległe przekształcenia warunków życia na danym obszarze, w tym zmiany temperatur, ilości i rozkładu opadów, siły wiatrów itp. Smog pojawia się głównie na skutek spalania paliw kopalnych, takich jak ropa (w samochodach) czy węgiel kamienny (domy), więc ma pewien związek ze zmianą klimatu: wśród substancji uwalnianych w trakcie tego spalania jest CO2. Jednak w temacie smogu CO2 nie ma znaczenia, rozpatrujemy natomiast emisje substancji, takich jak pyły zawieszone, które bezpośrednio zagrażają zdrowiu ludzi.

Q: Co nam grozi w Polsce? Może to nawet lepiej, że jest u nas trochę cieplej niż kiedyś?

A: Już teraz w Polsce negatywne skutki ocieplenia klimatu, takie jak fale upałów, susza i pożary lasów, przeważają nad nielicznymi skutkami pozytywnymi (np. mniejsze potrzeby grzewcze). Cała nasza gospodarka, budownictwo itp. są przystosowane do innych warunków klimatycznych niż obecne. Ocieplanie będzie więc powodować problemy w różnych obszarach, takich jak np. dostawa energii elektrycznej, chłodzenie budynków, rolnictwo, służba zdrowia itd. Z czasem negatywne konsekwencje zmiany klimatu będą w Polsce coraz poważniejsze.

Q: Chyba dobrze, że w Polsce się ociepla? Trzeba będzie mniej grzać.

A: Mogłoby się wydawać, że Polska skorzysta na podnoszeniu średnich temperatur powietrza ze względu na ograniczenie potrzeb grzewczych. Okazuje się jednak, że upalne lata mogą w dużym stopniu zniweczyć ten „zysk”, ponieważ przynoszą wzrost zapotrzebowania na chłodzenie (nie tylko pomieszczeń mieszkalnych czy biurowych, ale też tych przeznaczonych dla zwierząt, do przechowywania żywności, systemów przemysłowych czy telekomunikacyjnych). Największe zapotrzebowanie na chłodzenie występuje w środkowej Polsce, okolicach dolnej Odry i Sandomierza. W okresie 1971-2000 liczba dni w roku, gdy było ono potrzebne, wynosiła tu ok. 30-40. Do końca wieku, przy scenariuszu wysokich emisji, może być ich nawet 2 razy więcej (co może oznaczać nawet prawie 3 miesiące intensywnego używania klimatyzacji). W związku z tym zmianami pod koniec wieku całkowite zużycie energii może w Polsce nawet wzrosnąć (zakładając brak większych zmian systemu energetycznego). Już zresztą na początku XX w. dystrybutor elektryczności PSE S.A. odnotował 20% wzrost zapotrzebowania na energię latem i jednocześnie po 2011 r. spadek zapotrzebowania na ciepło zimą. Przełożyło się to w PSE na sumaryczny wzrost zapotrzebowania na energię od 1992 r.

Opracowanie: Anna Sierpińska